POZNAJ MOJĄ HISTORIĘ

Jak powstał program 

6 KROKÓW
WYJŚCIA Z ALERGII

Wygrałam walkę z chorobą mojej córki

Wyobraź sobie, że pewnego razu wstajesz rano i od tego dnia Twoje dziecko nie ma wysypek, duszności i nie reaguje na pyłki. Chcę opowiedzieć Ci historię związaną z chorobą mojego dziecka, które cierpiało na AZS.

 

Moja córka choruje

Moja starsza córka w wieku około 2 lat zaczęła cierpieć na swędzące zmiany na skórze. Od razu udałam się do lekarza zaniepokojona stanem jej zdrowia. Pediatra zapewnił mnie, że to minie. Dziecko z tego wyrośnie. Ta informacja była dla mnie komfortowa.

 

Tata ma łuszczycę

Było mi jednak trudno ignorować zmiany na skórze córki, ponieważ jej ojciec cierpi na łuszczycę od 5. roku życia. Wiem, jak bardzo odbiło się to na relacjach z innymi ludźmi. Odrzucenie, okrucieństwo wobec tych, którzy są „inni”, to straszne cechy naszego społeczeństwa. Bałam się, że grozi to mojemu dziecku. Oczami wyobraźni widziałam cierpienie córki, gdy np. będzie musiała rozebrać się na lekcjach WF-u albo nosić długie rękawy w upalne dni, wstydząc się swojego ciała.

 

A ja nie toleruję glutenu!

Dużo wiedziałam o żywieniu, ponieważ pracowałam wówczas z Januszem Piciem w ośrodku Arka, w którym szkoliliśmy dorosłych pacjentów onkologicznych w zmianach nawyków żywieniowych.

Dodatkowo pojawiła się presja czasu, byłam bowiem świadoma, jak rozwija się układ nerwowy dziecka. Panicznie bałam się, że stan zapalny w organizmie mojej córki, którego efektem były zmiany na skórze, może rozwinąć się również w centralnym układzie nerwowym.

Obawiałam się, że moje dziecko będzie nadpobudliwe i skłonne do depresji, że będzie miało problemy z emocjami i nauką. Pomyślałam: „Boże, córka ma już 2 lata, czy zdążę? Pięć pierwszych lat jest najważniejszych w tym procesie”. W przypadku leczenia dzieci bezgranicznie ufałam medycynie. Myślałam, że dysponuje ona cudownym lekiem, który rozwiąże mój problem.

 

Medycyna zlikwiduje chorobę mojego dziecka

Zaczęłam szukać specjalistów, wszyscy bezradnie rozkładali ręce. Wówczas pojawiła się moja nadzieja – doktor alergologii z niezwykłymi efektami. Zapisałam się na wizytę, licząc na to, że to jest początek końca cierpienia mojego dziecka.

 

Sterydy – broń obosieczna

Okazało się, że alergolog zaproponował mi sterydy. Nie wiedziałam za bardzo, co to jest. 20 lat temu sterydy dopiero wchodziły na rynek. Nigdzie nie było wyczerpujących informacji na ich temat. Miałam natomiast przyjaciela lekarza, który powiedział mi zdanie: „Bożena, cieszę się, że idę na emeryturę, nie chcę widzieć, co będzie się działo z ludźmi, którzy będą przyjmować sterydy. Sterydy to broń obosieczna. Skutki ich stosowania mogą być tragiczne dla społeczeństwa”. To zdanie brzmiało w moich uszach jak dzwon! 

Tymczasem alergolog beztrosko zakomunikował mi w czasie wizyty, że ma cudowny lek rozwiązujący moje problemy. Dziecko będzie leczone sterydami do końca życia i nie ma się co przejmować. Czego oczekuję, skoro mąż ma łuszczyce, a ja nietolerancję glutenu, dziecko skazane jest na chorobę. Zrozumiałam, dlaczego ten lekarz miał takie niesamowite efekty, ponieważ on jedyny wśród wszystkich znanych mi pediatrów nie bał się podawać sterydów małym dzieciom.

 

Na skraju rozpaczy

Z gabinetu wyszłam oszołomiona. Moje dziecko miało być skazane na cierpienie i sterydy do końca życia – po moim trupie! Wszystko się we mnie zagotowało. Chciało mi się płakać, ale nie mogłam pokazać córce, że czuję się bezsilna. Dziecko ufa rodzicom i wie, że oni chcą dla niego jak najlepiej. Córka beztrosko na mnie spojrzała i z radością stwierdziła: „Mamo, byłam grzeczna u pana doktora, obiecałaś mi lody”. Lizała lody, a ja pytałam siebie: „Dlaczego spotkało to właśnie moje dziecko?”.

Trudno, stało się. Zrobię wszystko, poruszę niebo i ziemię, znajdę rozwiązanie! Muszę jej pomóc. Nie pozwolę, żeby cierpiała tak jak jej tata.

 

Nauka, nauka…

Nie miałam większego pojęcia o żywieniu małego dziecka. I zaczęło się. Zapisałam się na dietetykę, bo bałam się zrobić krzywdę córce. Chciałam być pewna, że leczenie żywieniem, jakie chcę zastosować, jej nie zaszkodzi.

Wykupiłam abonament w bibliotece medycznej i szukałam prac naukowych dotyczących leczenia alergii. Sprawdzałam wszystko, co dotyczyło jelit i immunologii.

Dowiedziałam się, że moje dziecko potrzebuje diety rotacyjnej bez glutenu, mleka, cukru i histaminy. Szkoliłam pacjentów onkologicznych na temat diety bez glutenu, mleka i cukru, ale bez histaminy i w rotacji? To istne szaleństwo!

 

Gotowanie to wyzwanie!

Zawsze dobrze gotowałam, ale tradycyjnie. Wszyscy chwalili moje potrawy. Nie miałam świadomości, że dieta córki będzie wymagać zupełnie innego sposobu gotowania. Inne produkty, inne techniki. Zaskoczyło mnie to, że tak naprawdę nie umiem gotować według nowych zasad.

Wyjeżdżałam na wczasy makrobiotyczne czy wegetariańskie, żeby poznać nowe smaki. Nauka gotowania to był najgorszy okres mojego życia.

Kuchnia zawalona garami, nad którymi nie panowałam. Z jednego coś się wylewało, a w drugim przypalało. Gotowałam za dużo i niesmacznie. Na szczęście powoli ogarnęłam nową technikę.

 

Najbliżsi sabotują moją pracę

Pojawił się inny problem, którego się nie spodziewałam. Zaskoczył mnie i bardzo zranił. Okazało się, że rodzina sabotowała wszystko, co robiłam dla moich dzieci. Często nie byłam tego świadoma. Czasami mówili mi to wprost, a czasami po cichu karmili dzieci zabronionymi produktami, mimo że zawsze przynosiłam dla nich gotowe potrawy. Działo się tak do czasu, gdy po nakarmieniu mojej córki masłem orzechowym pojawiła się u niej wysypka na całym ciele.

 

Przedszkole odrzuca moje dziecko

Kolejnym zmartwieniem było przedszkole. Miałam szczęście, że w pierwszym była zatrudniona dietetyczka i ona rozumiała problem. W porozumieniu z cudowną panią dyrektor (do której do dzisiaj czuję wdzięczność) mogłam przynosić przygotowane przeze mnie potrawy do przedszkola, a kucharki podawały je moim dzieciom. Niestety, w tym czasie się przeprowadziliśmy. Byłam zmuszona korzystać z innego przedszkola i wtedy dopiero doświadczyłam dyskryminacji. Moje dzieci były wyśmiewane przez personel przedszkolny. Osoba odpowiedzialna za żywienie była tylko intendentką i nie miała zielonego pojęcia o odżywianiu dzieci. Pamiętam na przykład, że na podwieczorek była przewidziana kromka chleba z masłem posypana cukrem i ona uważała, że to jest dobry posiłek.

 

Zbieram żniwo ciężkiej pracy

Wreszcie skończył się przedszkolny koszmar. Zaczynałam zbierać żniwo mojej ciężkiej pracy przez ostatnie 4 lata. W szkole okazało się, że córki nie wymagały już mojej opieki. Czy uwierzysz, że nigdy nie uczyłam moich dzieci czytania, pisania, liczenia? Wcześniej dużo czytałam im książek i graliśmy w gry edukacyjne, ale to było dla nas bardzo przyjemne. Nigdy nie pomagałam dzieciom w zadaniach domowych. Nie pamiętam, żeby miały problemy z koncentracją w trakcie wykonywania jakichś czynności, w tym zadań domowych. Wyobrażasz sobie, że to możliwe?

Dziś starsza córka jest magistrem i otrzymała propozycję zrobienia doktoratu, młodsza zaś kończy licencjat. Są niesamowicie bystre i inteligentne. Wierzę głęboko, że sposób, w jaki je żywiłam – czyli stosowanie diety, która nie zawierała produktów odpowiedzialnych za stany zapalne i dodatków chemicznych – oraz naturalne metody leczenia wpłynęły na prawidłowy rozwój ich układu nerwowego i komórek mózgu.

 

Pomysł na poradnik „Pokonaj alergię”

Pomyślałam sobie, że skoro mam więcej czasu, a te zalecenia, które opracowałam, tak pomogły moim dzieciom, spiszę wszystko w poradniku. Książka „Pokonaj alergię” okazała się strzałem w dziesiątkę. Otworzyła mi wszystkie możliwe drzwi: do telewizji, radia, na konferencje. Nie pisałam tego poradnika, żeby się wzbogacić, ale dziś dzięki pieniądzom, jakie na nim zarobiłam, mogę dalej rozwijać działalność edukacyjną i naukową.

 

Czy obiecuję łatwą drogę?

Nie ma cudownego zioła, terapii czy szamańskich rytuałów, aby zlikwidować choroby przewlekłe, a takimi są alergie. Za to jest ciężka praca polegająca na nabyciu nowych umiejętności dotyczących gotowania, funkcjonowania psychiki i dbałości o środowisko chorego. Na początku jest trudno, aż wszystkiego się nauczysz i stanie się to dla Ciebie rutyną. Z perspektywy czasu wiem, że wymaga to dyscypliny i pracowitości. Przeszłam tę drogę, ale zdobyłam również nowe doświadczenia. Maksymalnie uprościłam zalecenia i dałam rozwiązania na to, jak ogarnąć kuchnię. Dzisiaj potrawy, które leczą, można przygotować w godzinę. Uproszczenia to obecnie mój sposób na życie i zdrowie.

Często słyszę: „Ale ja umiem gotować, nie potrzebuję szkoleń”. Rozumiem, ale jeżeli tak jest, to dlaczego mówisz mi, że nie masz czasu na gotowanie?

Często słyszę: „Nie potrzebuję pani wsparcia, przeczytałam wszystkie książki, wiem wszystko. Proszę tylko o jedną wskazówkę”. Jeżeli tak, to dlaczego Twoje dziecko nadal choruje, a Ty ciągle szukasz pomocy?

Słyszę też: „Szkoda pieniędzy na diagnostykę u pani”. Rozumiem, ale jeżeli ona jest niepotrzebna, to dlaczego ciągle szukasz czynnika, który uczula, i masz wrażenie, że kręcisz się w kółko?

Specjalista to osoba, która ma doświadczenie. Warto korzystać z gotowych rozwiązań i metodyki. Warunek jest jeden: dokładnie trzeba się trzymać tej metodyki i mieć zaufanie do osoby, która ją opracowała. 

Nie jestem tylko terapeutą. Jestem matką taką jak Ty, bardzo wrażliwą na cierpienia moich dzieci. Gdy coś się im dzieje, szukam dla nich rozwiązań i pomocy, choćby kosztowało mnie to bardzo dużo wysiłku. Jeżeli potrzebujesz sprawdzonej terapii, skorzystaj z mojej. Czy obiecam Ci pełne wyzdrowienie? To zależy od wielu czynników, a przede wszystkim od tego, jak długo pozwoliłaś na rozwój choroby.